Nierozsądni ze wschodu

Jubileuszowe pismo dla dr Ryke Geerd Hamera z okazji jego 80-tych urodzin, 17. Mai 2015

Georg Kausch

34 lata to spora część kreatywnego ludzkiego życia, a ponieważ te 34 lata obejmują bezprecedensową walkę doktora Hamera o uznanie jego naukowych odkryć, to oznacza, że dzieje się coś złego z naszym porządkiem społecznym.

Na kongresie uzdrowicieli naturalnych, który odbył się w 1983 roku (kiedy to na dwie minuty przed rozpoczęciem publicznej dyskusji starano się wykluczyć z niej dra Hamera) prawdopodobnie nie doszłoby do żadnego skandalu, gdyby w tym czasie po naszej stronie stali zdeterminowani poplecznicy, którzy przeciwstawiliby się intrydze lóż. W ciągu ostatnich lat stało się jasne, że wrogowie doktora Hamera zdobywają się na odwagę atakowania go, prześladowania go, tylko wtedy, gdy jest sam i nie ma pomocy. Należy rozumieć, że skuteczny opór przeciwko takim wrogom nie jest pasywną cierpliwością. Jedynie stanowczość przynosi szacunek... Nie zapomnieliśmy o haniebnych intrygach, które miały zapobiec pierwszej publicznej prezentacji Germańskiej Heilkunde - zwanej wówczas Nową Medycyną - w Moguncji w 1983 roku.

Tak jak w przypadku każdego znaczącego historycznego wydarzenia, również tutaj, dopiero po upływie wielu lat uzyskało się wgląd i wiedzę na temat ludzi i środowisk prowadzących zaciekłą walkę przeciwko dr Hamerowi, która trwa już 34 lata. Opinia publiczna nie wie prawie niczego o tej prywatnej wojnie, ponieważ od początku była ona prowadzona potajemnie.
O tym, jak i gdzie się ta walka zaczęła, pisze doktor Hamer w swoich późniejszych wspomnieniach:

„Do tych rozpoznań o osobach i kulisach, które uwidaczniają wojnę prowadzoną przeciwko mnie, należy skandaliczne, haniebne tłamszenie wiedzy z powodów religijnych, nakazane przez naczelnego rabina Lubawicza Menachema Schneersona, tak zwanego Mesjasza Żydów.
W dniu 4 października 1981 roku w Telewizji Bawarskiej i w Telewizji Włoskiej (RAI Bolzano) przedstawiłem po raz pierwszy publicznie Germańską Heilkunde, zwaną wówczas Nową Medycyną.

Świat medyczny był przerażony.

W dniu 2 listopada 1981 r. złożyłem swoją pracę habilitacyjną na wydziale medycznym w Tybindze.
Dziekan, neuroradiolog prof. Voigt, przyrzekł mi uściskiem dłoni i słowem honoru, że moja praca zostanie rozpatrzona zgodnie z zasadami powtarzalności na kolejnych dowolnie wybranych przypadkach. W końcu chodziło tu o zupełnie nowy rodzaj medycznego podejścia.

Dopiero po latach radca prawny uniwersytetu, pan Jürgen Schwarzkopf, zapewnił mnie, że zaraz po jej złożeniu pięciu profesorów sprawdziło  100 przypadków (przyp. tłum. chorobowych) za zamkniętymi drzwiami (w tajemnicy) i nie było najwidoczniej ani jednego błędnego przypadku. Gdyby tak było, to profesorowie od razu następnego dnia zgłosiliby mi ten fakt. Ponieważ tak się nie stało, wszystkie przypadki musiały być słuszne. Dokładnie to powiedział mi Jürgen Schwarzkopf: Już po sprawdzeniu 10-go, czy 20-tego przypadku było wszystko jasne.

To była medyczna sensacja.

Ale wszystych pięciu profesorów Komisji było wyznania żydowskiego, a więc zatrzymano wyniki tego sprawdzenia tymczasowo „dla siebie”.
Najwyraźniej na tym etapie, podczas gdy pięciu wyżej wymienionych profesorów trzymało wyniki potwierdzające prawidłowość Germańskiej Heilkunde z powodu ich sensacyjności i ich światowego znaczenia w tajemnicy, zaangażował się w sprawę Sanhedryn, najwyższa rada Żydów, oraz Menachem Schneerson, naczelny rabin Lubawitcher, tzw. mesjasz.

Później, w Paryżu, Naczelny Rabin Francji, Ben Denoun-Danow Josue, powiedział mi: Pięciu profesorów z Tybingi otrzymało sygnał, aby nie upubliczniać wyników tej weryfikacji. Tylko Żydzi mają znać tę wiedzę, aby mogli w 95%, lub większym prawdopodobieństwem, przeżyć. A nie-Żydzi mogą nadal umierać z powodu chemii i morfiny.  Później, w listopadzie 1981 roku, jak powiedział mi rabin Denun, Schneerson napisał list do wszystkich rabinów świata oraz dodał odpowiedni komentarz w Talmudzie. Od tego czasu dyrektywa ta jest obowiązująca dla każdego rabina i każdego żydowskiego onkologa na świecie (prawie wszyscy onkolodzy przynależą do judaizmu).

Rabin Denoun powiedział mi, że on sam nie jest zwolennikiem tego, aby w przypadku raka wszyscy nie-żydzi byli nadal zabijani chemią i morfiną, ale Schneerson jest jego przełożonym, a więc musi spełnić jego wolę.

Kiedy na początku grudnia 1981 r. odwiedziłem mojego starego, obecnie emerytowanego żydowskiego nauczyciela Bocka w jego gabinecie na Schnarrenbergu,, jednego z pięciu profesorów z komisji wyryfikacyjnej na naszej dawnej klinice uniwersyteckiej w Tybindze, zastałem zupełnie innego profesora Bocka.

"Dzień dobry, profesorze Bock."

"Dzień dobry, panie Hamer."

"Czy jest z Panem coś nie tak?", zapytałem go.

"Nie, nic."

"Ale Pan się całkowicie zmienił, nie jest Pan taki, jakiego Pana z przesłości pamiętam. Czy coś się stało?"

"Nie, dlaczego?"

"Chciałem Pana prosić o pomoc w przeglądzie przypadków pacjentów z diagozą rak, które dokumentuję w ramach moich badań."

"Nie, nie jestem tym zainteresowany."

"Jak to, profesorze? Zawsze mówił Pan nam, że musimy odkryć coś, co sprawi, że medycyna stanie się prawdziwą nauką (przyp. tłumacza: powtarzalność, weryfikowalność, przewidywalność). Teraz przychodzi  do Pana ostatni asystent, który tego dokonał, a Pana to wogóle nie interesuje?"

Bock: (To wymknęło mu się prawdopodobnie niechcący) "Albo nie jest to prawda, albo nie odkryłeś tego."

"Ale ja to odkryłem, Pana „ostatni asystent” i to bez żadnej pomocy uniwersytetu. To odkrycie jest naukowo poprawne, czyli w każdym dowolnie wybranym przypadku możliwe do zweryfikowania.
Wie Pan, że jestem nie tylko internistą, ale także teologiem i przyrodnikiem. 
Profesorze, coś tu jest nie tak, to jest podejrzane.
Niech Pan mnie nie bierze za głupca. Jeśli Pan mi nie powie o co chodzi, to dowiem się tego sam, ale dzieje się tutaj coś podejrzanego…
(Później, przed Sądem Administracyjnym, dowiedziałem się, że Bock był przewodniczącym komitetu profesorów żydowskich, którzy po sprawdzeniu kilku przypadków klinicznych w oparciu o reprodukcję Praw Germańskiej Heilkunde uznali ją za absolutnie poprawną. A  teraz żyd Bock, w religijnym omamie kłamał mi w żywe oczy).

Profesorze, życzę panu wszystkiego najlepszego, ale jestem bardzo zawiedziony. Widzę to na Pana twarzy, Pan wie o tym, że Pana ostatni asystent ma rację. 
Mam nadzieję, że pewnego dnia nie będzie Pan tego żałować."

W dniu jego setnych urodzin napisałem mu, że przyczynił się do śmierci milionów nieżydowskich pacjentów, a może i nawet jeszcze gorzej. Niedługo potem zmarł.

Dzień 4 października 1981 r. zostanie zapamiętany przez świat jako wielkie historyczne wydarzenie. Stanowi ono punkt wyjściowy do ogromnego przewrotu, porównywalnego może z opublikowaniem 95 tez Marcina Lutra z 31 października 1517 r., które zapoczątkowały reformację.

Dzień 4 października 1981 r. to dzień narodzin Germańskiej Heilkunde. 

Wówczas Dr Hamer nie miał jeszcze pojęcia, z jak skorumpowaną, zdeprawowaną religijnie i duchowo kliką będzie miał jeszcze do czynienia. Był zbyt dobrze wychowany, by podejrzewać swoich kolegów po fachu o nieuczciwość. 
Naukowiec, a właściwie każdy normalny człowiek, nie może sobie wyobrazić, żeby dana pod słowem honoru obietnica (przeprowadzenie obiektywnej i bezstronnej weryfikacji tego odkrycia) mogła być oszustwem bez skrupułów.
Ale szanowani profesorowie medycyny - jak się później okazało wszyscy Żydzi - nie mieli żadnych moralnych barier, aby złamać słowo honoru, kłamać i oszukiwać.
Po zapoznaniu się z pracą doktora Hamera zrozumieli, że jest to TO odkrycie XX wieku (którego chętnie sami by dokonali). Z zeznań wynika, że po zapoznaniu się z pierwszymi  (dla tych specjalistów druzgocącymi) dowodami potwierdzającymi słuszność odkrycia, przerwali prowadzenie weryfikacji "żelaznej reguły raka", ale już wtedy nie mieli wątpliwości co do słuszności naukowych rozpoznań ich kolegi Hamera. Musiało temu towarzyszyć przygnębiające zakłopotanie i najwyraźniej pierwsza decyzja o odwróceniu się plecami do młodego kolegi internisty wynikała z polecenia naczelnego rabina i "Mesjasza" Schneersona.

Tym zadali dr Hamerowi silny cios, co było też ich zamiarem. Może pogodzi się z tą sytuacją? Jest bardzo prawdopodobne, że mieli właśnie taką naiwną nadzieję. Ale ta ich domniemana mądra decyzja nie przeszkodziła doktorowi Hamerowi przez przynajmniej krótki czas kontynuować prac nad doskonaleniem swoich odkryć w klinice uniwersyteckiej w Kolonii (przypadek 40). Oni nie docenili człowieka, który pewnego dnia obali całą medycynę szkolną. Ich krótkowzroczny umysł odpowiadał ich taktyce: odrzucanie, ukrywanie, izolowanie, bojkotowanie.

Ale sprawa pracy habilitacyjnej była jeszcze nie zakończona. Jej przewód był pół roku odkładany na później przez żydowskich profesorów i katedrę. Odpowiednio do polecjania "Mesjasza" Schneersona miała ona zostać całkowicie odczucona. Ale dla niewtajemniczonych biegła farsa podobna do fars Moliera.

Podczas zwołanego posiedzenia wydziału nikt nie otrzymał dokumentów do wglądu - najwyraźniej osoby mające dostęp do poufnych informacji uznały to za zbyt ryzykowne. Obecne na posiedzeniu elitarne osobistości były na tyle głupie, że przyjełyby każdą narzuconą im decyzję - i jednomyślnie przegłosowały stosunkiem głosów 150 : 0 za odrzuceniem!

Myślę, że duchownym karłom z tytułami i rangą - które czuły się silne tylko z powodu swojej przynależności do tajnego stowarzyszenia - nigdy nie byłoby dobrze w Tybindze z profesorem Ryke Geerdem Hamerem. Moim zdaniem był to szczęśliwy zbiegu losu, że nie otrzymał tego wątpliwego stanowiska.

W późniejszych procesach sądowych prowadzonych przez Dr. Hamera cała ta nikczemność wyszła na jaw. Przed sądem stał pewien profesor dziekan, który przyznał, że nie wolno mu było badać Żelaznej Reguły Raka, ale nie wstyd mu, że ten zakaz skrupulatnie przestrzegał jak rekrut. Drugi z kolei podobno uginał się przed decyzjami z góry i degradował się do służącego, dla trzeciego złamanie uroczyście danego słowa honoru nie było utratą honoru, czwarty kłamał bezczelnie doktorowi Hamerowi w twarz, u piątego nienawiść do odkrywcy zmieniła go na oczach całego świata w namiętnego negatora naukowej obiektywności. 
Wydział, który pisze sprzeczne opinie, trzyma w izolacji odkrywcę, nie szanuje nakazów sądowych ... naprawdę ... nie brak tutaj żadnej nikczemności…  to wskazuje na pogardzającą społeczeństwem, dekadencką deprawację medycyny szkolnej.
Wszystkie niemieckie uniwersytety zostały poinstruowane w jaki sposób traktować tego „buntownika”. 

To tłumaczy zjednoczony front (który bardzo szybko się rozwinął) przeciwko doktorowi Hamer,  Ale tybingeńska klika medyczna poszła jeszcze dalej. W oficjalnych publikacjach stwierdziła, że Nowa Medycyna (dzisiaj Germńska Heiklinde) jest błędna, mimo, że oficjalnie nie została sprawdzona, a właściwie jeszcze gorzej, bo została potejemnie sprawdzona i uznana za absolutnie poprawną. To nieuczciwe, oszczercze, kłamliwe zachowanie prestiżowego uniwersytetu pozostaje bezprecedensowe w historii.

Ono przyniosło nie tylko hańbę środowisku akademickiemu, to było jawne przestępstwo karne, a nawet kryminalne, ale uszło na sucho, ponieważ (wiemy o tym) Republika Federalna Niemiec nie jest państwem konstytucyjnym (państwem prawa). (Uwaga dokument Otto Schily w piśmie z 11.4.2013)
Od tego czasu trwa nieustannie tajna wojna prowadzona przeciwko dr Hamerowi. Z tego powodu usiłowania doktora Hamera w kierunku stworzenia własnej kliniki dla chorych na raka, zostały wkrótce zaniechane. Spisek autorytarnych lekarzy i ich powiązania ze wspólnikami w sądownictwie, polityce i w środkach masowego przekazu doprowadził do tego, że dr Hamera został całkowicie odizolowany. Przy tym klika ta nie wybierała w środkach.

Skandal w Moguncji ułatwia zrozumienie tła tej wrogości. Przemilczanie odkrycia doktora Hamera przed opinią publiczną byłoby niemożliwe do zrealizowania bez ich podłych posunięć.
Musieliby zająć jakieś stanowisko. Ta chamska akcja chętnych pomocników w Meinz w 1983 roku miała na celu za wszelką cenę wydalenie doktora Hamera z dyskusyjnego podjum. 
To zachowanie się znanych nam dobrze aktorów, którzy osobiście nie mieli nic przeciwko doktorowi, wskazuje na ogromny nacisk, jaki został na nich wywarty przez lożę, naturalnie na polecenie najwyższej instancji; Synhedrium. 

Ale to było jeszcze za mało. Żeby doktorowi Hamerowi zamknąć na zwsze usta, klika ta doprowadziła do pozbawienia go prawa do wykonywania zawodu lekarza,  co nie było takie łatwe, mimo, że posiadali intryganckie znajomości.
Nie mogli mu zarzucić popełnienia żadnego błędu w wykonywaniu zawodu lekarza, na to nie mieli żadnych dowodów ani zeznań świadków. W tej „awaryjnej“ sytuacji sędziowie rzekomo „przesiąknięci” prawami człowieka, wolnością, sprawiedliwością i podobnymi frazami lóż, wymyślili niemalże szalony pretekst: wymagali od niego, żeby wyrzekł się swojego odkrycia, a więc, żeby wyrzekł się Germańskiej Heilkunde.
Odebranie mu prawa wykonywania zawodu lekarza było więc karą za odmowę podporządkowania się mafii medycznej.

Aby znaleźć podobny przypadek, trzeba cofnąć się do historii o czterysta lat. Kościół kontra Galileo Galilei! Jakby średniowieczne metody tłumienia niewygodnej prawdy mogły też w XX wieku ją powstrzymać! 
A kiedy również to nie odniosło oczekiwanych skutków, wrzucili go, nie mniej bezprawnie, do więzienia.

Czy była to inteligentna taktyka, obiecująca sukces?
Myślę, że są po prostu głupi! Gdyby byli mądrzy (jego geniusza bez wątpienia rozpoznali) to przynajmniej na pozór przyłączyliby się do niego, zaproponowaliby mu współpracę, zapewniliby mu gorliwość we wspieraniu go nad badaniami.
Wówczas byłoby trudno przeciwstawić się doktorowi Hamerowi ich potajemnym intrygom, które prowadziliby naturalnie dalej, śmiejąc się jemu w twarz. Przeciwko takim metodom („Einer gegen alle”) byłoby ciężko doktorowi Hamerowi podjąć działania. 
W ten sposób ciągłymi intrygami zmiażdżyliby go, aż w końcu - z zawłaszczoną, trzymaną w tajemnicy wiedzą – zniszczyli by go całkowicie psychicznie i naukowo. Najwyraźniej brakowało tym "osobom, które podjęły decyzje” rozumu, żeby taką taktykę zastosować.
Nie mogąc otwarcie stawić mu czoła, nie mogąc zapobiec postępowi badań doktora Hamera, nie mogąc trzymać w ukryciu jego znanej już publicznie pracy, uciekli się do ultima ratio, ostatniej deski ratunku: próbowano uznać go za obłąkanego i z pomocą wymiaru sprawiedliwości zmusić do poddania się badaniom psychiatrycznym. Nie tylko raz – najwyraźniej nie uczą się na błędach – wiele prób (76 razy) ujawnia absolutną akademicką dekadencję w walce z nowoodkrytą prawdą.

To, jak przyszłe pokolenia i historia będą ich oceniać, wiadomo już dzisiaj. Ale oni nie znają historii, nawet odnośnie własnego fakultetu: 160 lat temu zamknęli na oddziale psychiatrycznym doktora Juliusa Roberta Mayera, lekarza, który odkrył i udowodnił prawo energii. Również odkrycie Mayera ma, czego się dzisiaj nie wspomina, podobne tło: najpierw autorytatywne osobowości akademickie nie zawahały się zakwestionować jego odkrycia, aby następnie je ukraść, zniekształcić lub uznać na nieistotne, bo kto nie chciałby siebie samego widzieć jako odkrywcy najważniejszych praw natury?

I wszystkie te sprytnie wymyślone intrygi, prowadzone za pomocą brudnych środków "braterskich połączeń" (uwaga tłumacza: to znaczy masonów), zawiodły całkowicie z powodu wyróżniającej się osobowości dr Hamera. On sam mówi o sobie:
 

"Często nawet w ostatniej chwili byłem w stanie odwrócić trudną sytuację na moją korzyść, ponieważ  mam żelazne nerwy."

W burzliwym życiu doktora Hamera zadziwia mnie, jak wydarzenia sterują ludzkimi losami, aby zbłąkane społeczeństwo przywrócić na właściwą drogę. Wiedział o tym już słynny historyk, Johann Scherr. 
We współczesnym świecie nie widzimy tego zjawiska nigdzie bardziej wyraźnie, jak na przykładzie doktora Hamera.

Jego syna Dirka nie zabija jakiś pospolity bandyta, nie, był to ktoś z najwyższych żydowskich społeczności na świecie, spadkobierca wygnanego króla Włochów. Konsekwencje dla obu stron są niewyobrażalne i nieprzewidywalne. Ojciec ofiary nie daje się przekupić milionami, żeby morderca mógł uniknąć procesu2.
Ojca mordercy i całą jego rodzinę nazywa się publicznie klanem przestępczym - z powodu tego morderstwa upragniony powrót na włoski tron jest na zawsze wykluczony. Rodzina miliardera Savoya mści się, niszcząc ekonomicznie i zdrowotnie całą rodzinę ofiary. Nemezis natychmiast karze ten zły uczynek: ojciec z pomocą  ducha zamordowanego syna, dokonuje największego odkrycia w historii ludzkości. To z kolei sprowadza na scenę tajne społeczności żydowskie, bo chodzi tu o ogromny miliardowy biznes i jego bliźniaka, zwyrodniałą religię, która uczy, że masowe mordowanie ludzi „ma aprobację boga”.

Geniusz odpowiada licznymi nowymi naukowymi odkryciami, zupełnie nowym podejściem do świata, życia i natury, które burzy cały rządzący system.
Tajne żydowskie stowarzyszenia czują ze strony tego człowieka zagrożenie dla ich systemu. 
Próbują go uciszyć i uniemożliwić kontynuowanie jego twórczej pracy. Naprawdę nie wybierają w środkach: wykluczenie z grona lekarzy, próby zamachu, więzienie, groźby, ubezwłasnowolnienie, przymus, szantaż, ostracyzm, 76-krotne próby psychiatryzowania i wreszcie wygnanie z ojczyzny.

Po raz kolejny dr Hamer ten atak odpiera, nie celowo, tylko jak gdyby z misją otrzymaną przez los, Nemesis: odkrywa magiczne cechy swojej piosenki i „rozbudowuje” ją w przerażającą broń, która dostaje się do milionów ludzi.
Od tego czasu, w tej wyjątkowej konfrontacji, w której wydaje się, że sami bogowie byli w nią włączeni, doszło do pewnego rodzaju rozejmu.

My, maluczcy ludzie, nie wiemy jeszcze, jak to się dalej rozwinie, gdy ten pozorny pokój zostanie zniszczony przez odwiecznych wrogów prawdy i ludzkiego rozwoju. Jednego możemy być jednak absolutnie pewni - wszystkie, bez wyjątku wszystkie próby tłamszenia i metody niszczenia dotąd się nie udały i również w przyszłości nie udadzą się z powodu niezwyle silnej osobowość doktora Hamera.
 

Tego człowieka nie można przekupić.
W odróżnieniu do niego, wszyscy jego wrogowie są żałosnymi ignorantami, nieukami, błaznami.

Rażąca, intrygancka wrogość medyków od Bałtyku po Alpy jest wyraźnym świadectwem prawie niewiarygodnego ograniczenia, dużej arogancji i niższości charakteru, które zdają się na tym wydziale dominować (od zarania?).
Tak więc fakt, że Naczelny Rabin i medyk Schneerson uznał, że "Żelazna Reguła Raka doktora Hamera jest rzeczywiście prawdziwa" i powinna być stosowana wobec Żydów (w Izraelu) przez żydowskich lekarzy, może być postrzegany jako wyjątkowe, godne podziwu, chociaż niechcące uznanie.
Straszliwym moralnym przestępstwem Schneersona jest jednoznaczny zakaz jej praktykowania wśród nie-Żydów. Zakaz, który z lekarzy onkologów na całym świecie zrobił oszustów, morderców łamiących przysięgę (Hipokratesa). Ta decyzja Schneersona moim zdaniem nie była mądra. Ona wskazuje na jego zawężony horyzont. A mógł uczynić z judaizmu gwiazdę wiodącą narody. Prawdopodobnie jednak widział tylko miliardy utraconych zysków; tego obawiał się bardziej. Bo dla Żydów pieniądze są wszystkim. Kiedy Mesjasz Schneerson - wbrew oczekiwaniom pobożnego żydowstwa  - zmarł jako największy masowy morderca, jego majątek wynosił ponad 500 milionów dolarów.

Kto w hierarchii stoi bardzo wysoko, podejmuje zawsze historycznie relewante decyzje. Pobudki religijne, co gorsza pieniężne nie powinny odgrywać przy tym żadnej roli, są wręcz niedopuszczalne. Podstępny moralnie czyn, popełniony przez jednego z najwyższych i najbardziej wpływowych osób, nie może być usprawiedliwiony odwołaniem się do doktryny religijnej. Nemezis niczego nie wybacza, największą zbrodnię w historii ludzkości popełnioną przez żydowskiego Najwyższego Kapłana surowo ukarze, nawet jeśli będziemy musieli na to jeszcze poczekać.

Patrząc wstecz na kongres w Moguncji, dr Hamer wyraził się w ten sposób:


"Już wtedy Germańska Heilkunde była kompletna - poza drobnymi szczegółami - w każdym razie na tyle kompletna, że z 95% skutecznością mogła być wykorzystana w terapii raka, np. w Izraelu. I na pewno moglibyśmy też pomóc naszym niemieckim pacjentom i wszystkim pacjentom na całym świecie w 95%.”

Historia widzi odkrycie doktora Hamera w innym świetle: “jako właściwie już zakończone”. Odkrycie wielkiej prawdy jest ostatnią cegiełką w żmudnych poszukiwaniach, badaniach, zwątpieniach i wysiłku, ale w żadnym wypadku nie jest to stan ostateczny. Każde wielkie odkrycie lub wynalazek sięga dalego w przyszłość i stanowi początek nowej ery.
Na przykład: silnik parowy firmy Watt był niesamowitym sukcesem jednego genialnego pomysłu. Ale dziś wiemy, że to było coś więcej; to był początek epoki przemysłowej. Wynalazek Watt'a wywołał - nikt z ówcześnie żyjących nie zrozumiał tego jeszcze - ogromny przewrót, który przyczynił się do ogromnego rozwoju techniki i całkowicie zmienił nasze życie.

Za tymi przełomowymi myślami pójdą dalsze odkrycia, wynalazki i dalszy postęp. Gdy kierunek jest już raz wyznaczony, to tylko kwestia czasu. Rozważane są inne warianty, inne dziedziny wiedzy zostają dołączone, otwierają się możliwości, które nigdy wcześniej nie były brane pod uwagę. Tutaj nie ma końca; prąd danego wieku zabiera ze sobą wszystkich i wszystko, tylko głupcy się temu opierają. Postęp staje się stopniowo częścią kultury, a tym samym wspólną własnością.

W naszym przypadku jest to "Żelazna Reguła Raka", która przez nowe doświadczenia była stale rozszerzana, uogólniana, uzupełniana, udoskonalana. Oto przykład: dr Hamer podejrzewał, że w przypadku raka powinny być widoczne również zmiany w mózgu. Wkrótce potem zosłało odkryte Ognisko Hamera, które jest genialnym potwierdzeniem wyjątkowej zdolności doktora Hamera do łączenia teorii z rzeczywistością. W międzyczasie, stał się również największym ekspertem tomografii komputerowej - jako pionier.

"Żelazna Reguła Raka”, kompletna lub nie, zwiastuje początek nowej ery. Tylko nieliczni, którzy patrzą w przyszłość, uświadamia sobie jakie ma ona znaczenie dla człowieka.
Co za ironia: do tego przyczyniło się w znacznym stopniu wrogie,  krótkowzroczne zachowanie uznanych lekarzy ortodoksyjnych - całkowicie wbrew ich zamierzeń!  Nigdy nie robili niczego innego, tylko tłamsili to odkrycie i zadawali bolesne ataki osobiste. 
Bluźniercze wypowiedzi  świadczą tylko o tym, że nie byli w stanie obalić jego odkryć na drodze naukowej.  Swoją wrogość byli w stanie wyrazić tylko w niezgrabny, szkorbutny, negatywny, szkodliwy sposób. Robili to z braku lepszego wglądu w tematykę, nie zdając sobie sprawy, że ich metody są bezskuteczne. Udało im się tylko sprawić, że dr Hamer poszedł daleko do przodu poza swoje pierwsze odkrycia. Ponieważ żaden uczciwy współpracownik, czy to z tchórzostwa, z głupoty, czy z chciwości nie dołączył do niego, wszystkie, absolutnie wszystkie uzupełnienia pierwotnego odkrycia odnośnie przyczyny raka, wyszły od doktora Hamera. Tym pozbył wszystkich zazdrosnych sławy.

Już w 1982 roku było jasne, że "żelazna reguła raka" nie jest żadną "regułą", tylko biologicznym prawem natury, jest pierwszym krokiem w kierunku dalszych rewolucyjnych prawd  w Heilkunde. Zaraz po nim odkryte zostało drugie prawo - dwufazowość wszystkich tzw. chorób. Oba prawa nie zostały oficjalnie  zaakceptowane przez świat medyczny. Ale tylko z jednego absurdalnego powodu; ponieważ odkrył je dr Hamer. Wprawdzie są uznane wśród żydowskich lekarzy, ale tylko na użytek wewnętrzny, bo dzięki nim sami mają klucz do terapii nowotworów.

Dedydującym dla nauki było odkrycie przez dr Hamera trzeciego biologicznego prawa natury w 1984 r. Ono przyporządkowuje wszystkie procesy zachodzące w żywych istotach konkretnym listkom zarodkowym, które powstały się w rozwoju ewolucyjnym. To jest przełom w medycynie jako nauce. Funkcjonowanie organów jest rozumiane na podstawie ewolucji, dzięki czemu te biologiczne zdarzenia stają się nareszcie zrozumiałe. Jest to rewolucyjne dla naszego myślenia, ponieważ z naukowego punktu widzenia kwestionuje wszystko, co jest bezpośrednio i pośrednio związane z religią
Filozofowie, teolodzy a najbardziej zawody medyczne stoją przed Trzecim Biologicznym Prawem Natury całkowicie zdezorientowani i bezradni. Najbliższa przyszłość pokaże jak długo uda im się go ignorować. 
Religie zbyt długo hamowały nasz rozwój duchowy, ale wraz z odkryciem Trzeciego Prawa Biologicznego Natury nie jest to już możliwe. To samo można powiedzieć o Czwartym Biologicznym Prawie Natury. Opisuje ono i wyjaśnia rolę mikrobów jako istotnej części organizmu i obala - jeszcze nie tak stare - przekonanie, że jednokomórkowe organizmy należy podzielić na "łagodne" i "złośliwe", na "pożyteczne" i "szkodliwe". Wraz z czwartym biologicznym prawem natury, "wiara", czyli baza wszystkich religii, traci swoje podstawy w medycynie i w końcu zniknie z nauki.
 

Wreszcie, w 1989 roku doszło Piąte Biologiczne Prawo Natury, które dr Hamer nazywa "kwintesencją". Choroby mają biologiczne zadanie, a mianowicie przywracanie i utrzymywanie witalności organizmuTzw. choroby mają do spełnienia biologiczne zadanie.
"Żelazna Reguła Raka" urosła ugólnie w swoim znaczeniu. Medycyna szkolna w obecnej postaci jest de facto przestarzała i nienaukowa, inaczej mówiąc, stała się pseudonauką.

Ten przełom jest tak ogromny, że nawet zwolennicy doktora Hamera nie są w stanie w pełni pojąć gigantycznego znaczenia Praw Biologicznych dla naszego ustnienia, nauki i kultury. Dr Hamer miał to na myśli, gdy zmieniał nazwę swojego odkrycia z „Nowej Medycyny” na „Germanische Neuen Medizin”. Ale również ta nazwa okazała się być nieadekwatna.
Oprócz opisów i terminologii jego nauka nie ma nic wspólnego z medycyną szkolną i jej niezliczonymi hipotezami. Jako Niemiec, któremu niemiecka kultura i niemiecki naród nie są obojętne, tylko jedna nazwa wchodziła w rachubę. Swoją naukę nazwał w końcu „Germanische Heilkunde”. Zamiast o lekarzu mówimy:  Heilkundige, zamiast o pacjencie mówimy o człowieku szukającym Heil.

Jego wybór słów intuicyjnie przewidział niezwykłą przyszłość tej nowej nauki, co zostało potwierdzone dziesięć lat później. Wrogowie doktora Hamera nie przewidzieli jednak dalszego naukowego rozwoju Germańskiej Heilkunde wynikającego z "Żelaznej Reguły Raka". Taktyka przemilczania i izolowania go stała się nieskuteczna.

Książki doktora Hamera docierały do szerokich kręgów. Jego skuteczny „sposób leczenia”3 mówił sam za siebie.
Zniesławianie go przez media (stojące pod wpływem lóż) przyniosło przeciwny efekt do zamierzonego, a mianowicie przyniosło rozgłos o jego niezwykle silnej osobowości i jego pracach naukowych. „Coś w tym musi być”, tak możnaby opisać reakcję społeczeństwa.

Możemy się domyślać, że w tajnych kręgach szukano jakiegoś rozwiązania dla tego problemu. Ortodoksyjni lekarze zgłaszali najnowsze odkrycia dr Hamera i wyrażali swoje obawy: Co, u licha, możnaby jeszcze zrobić, aby nie dopuścić do przebicia się Germańskiej Heilkunde? Na podstawie niepodważalnych faktów uważamy za pewne, że w tych kręgach została podjęta następna tajna akcja przeciwko dr Hamerowi. Jest ona jednak prowadzona niezręcznie, nierozsądnie i żałośnie krótkowzrocznie, a więc nie daje się jej ukryć.
W tej walce główną rolę odgrywają „wtajemniczeni”, czyli wysokiej rangi żydostwo i loże masońskie. Oni są zmuszani do przyjmowania i wykonywania poleceń swoich przełożonych bez cienia wątpliwości. 95% członków („braci”) tych organizacji nie ma pojęcia o “machlojach” swoich przywódców. W przypadku tajnych intryg niezbędna jest jednak ich współpraca. Udowodnionym jest fakt, że tego typu intrygi miały miejsce nie tylko przy aferze w Mainz.

Znaczące jest to, że przedstawiciele medycyny szkolnej nie walczyli z doktorem Hamerem otwarcie. Może myśleli, że w ten sposób przegraliby. Na front wysyłani byli laicy, którzy niewieli rozumieli z medycyny. Nowa taktyka polegała na  tym, że przedstawiali się oni jakoby jako przyjaciele i uczniowie doktora Hamera i podobno pragnęli szerzyć tę naukę. Kłamali, że byli przez niego nauczani, że są jego przyjaciółmi, że mają jego pozwolenie, aby publicznie prezentować jego wiedzę. Pojawiły się nagle książki i pisma propagujące "Nową Medycynę". Na ogół były to kopie z drobnymi przeróbkami, artystycznie rozwadniające istotę zagadnienia, praktycznie nie zawierające odniesień źródłowych, ani politycznego tła oraz dokumentów. Można to potraktować jako wskazówkę gdzie szukać podżegaczy fałszerskiej kampanii. 

Szczyt osiągnęła sprawa z synem multimilionera, Eyblem, który współpracował z rabinami i napisał grubą książkę (którą podobno dostał od węgierskiego rabina - był tylko frontmanem), w której doktor Hamer jest chwalony do niemożliwości, że aż wstyd. W tych publikacjach nauki doktora Hamera są tak pokręcone i zniekształcone, że z rewolucji w medycynie nic nie zostaje. Akurat ta książka Eybla została zrecenzowana i nagłośniona w świecie niemieckojęzycznym przez Unity Media (patrz Wikipedia)! Nie wolno tutaj przeoczyć, że z pomocą tych książek oryginalne dzieła doktora Hamera z jego wydawnictwa miały zostać wyparte z rynku. 
Przeciętny obywatel nie wie przecież, że potajemnie media manipulują upowszechnianiem wiedzy … Eybl poszedł jeszcze dalej, przypuszczalnie zgodnie z instrukcjami z wyższych szczebli: przelał na konto dr Hamera 4000 Euro jako wyraz „wdzięczności” za wykorzystanie prac doktora Hamera w swojej książce.
Wiem, że dr Hamer serdecznie się z tego uśmiał. 
Czyżby kopista z najlepszymi połączeniami do wrogów doktora Hamera, ale bez kontaktu z doktorem, mógł być tak głupi? Śmieszne 4000 euro, aby uzyskać zgodę na fałszerstwo, które było już wydrukowane? Dr Hamer odesłał mu te pieniądze z powrotem pocztą. 
Ktokolwiek za tym stał i cokolwiek starał się osiągnąć, ta mozolna i nagłośniona parada plagiatów nie jest na dłuższą metę, ani nie jest produktem potężnego intelektu, wręcz przeciwnie. Jeśli "oświeceni mądrością w wierze" nie mogą wymyślić niczego mądrzejszego niż słaby akt przekupu człowieka o randze doktora Hamera, to istnieje jeszcze nadzieja dla reszty świata.

W końcu kampania fałszerska świadczy o publicznym uznaniu badań i osiągnięć dr Hamera przez osoby z zewnątrz.
Wszystkie te plagiaty przemawiają - oczywiście niezamierzenie - wyraźnie za, a nie przeciwko doktorowi Hamerowi. 
Wszelkie dalsze próby kopiowania udokumentowanych przez niego prac, ich kradzież, czy podrabiania, odniosą fiasko, ponieważ wrogom nie pozostaje nic innego jak zaakceptowanie pierwszeństwa doktora Hamera. Dat nie da się już sfałszować…

Równolegle z kampanią mającą zniekształcić odkrycie, biegła jeszcze inna kampania, która najwyraźniej pochodziła z nadrzędnych i bardziej wpływowych środowisk. Istotna jest jednak bezwzględność, z jaką została uruchomiona. Metodę tę znamy z historii, a więc nie jest ona nowa, polega na stosowaniu przemocy wobec niewygodnych.

Dr Hamer był ciągany pod absurdalnymi pretekstami przed różne sądy, był wsadzany do więzień w Niemczech, Hiszpanii, Francji i wykorzystywany. Na szczycie tych, którzy nieustannych prześladowań doktora Hamera byli ci, którzy zwykli nazywać siebie wiecznie prześladowanymi, a mianowicie autorytatywne, wysokie żydostwo. Czołowi rabinowie Francji (Naczelny Rabin i Sędzia Francois Bessy) podjęli niewyobrażalną próbę szantażu. Dr Hamer miał zrezygnować z nauczania, miał zrezygnować z działalności zawodowej, bo inaczej nigdy nie zostanie zwolniony z więzienia. Powiedzieli mu, że mają ku temu wystarczająco dużo mocy.

Bezczelny szantaż zawiódł z powodu niezłomnego charakteru ofiary. Tego na pewno się nie spodziewali. Co za groteskowy błąd w ocenie znienawidzonego przez nich nie-żyda! Ale to nie unieważnia ani nie usprawiedliwia okrucieństwa, ponieważ zgodnie z kodeksem karnym (StGB) również "próba jest karalna".

To przestępstwo jest oczywiste i nie kwestionowane przez sprawców. To, co się przeoczyło, to fakt, że ten szantaż świadczy o bezwarunkowej akceptacji naukowej słuszności całego dorobku pracy doktora Hamera. Przecież nigdy nie chodziło im o pojedyncze fragmenty jego dzieła; sprawcy chcieli wszystko albo nic. Ze względu na nawet najmniejszy stopień kontrowersji, takie ryzykowne prawnie przedsięwzięcie byłoby całkowicie bezcelowe. Obsesyjnie religijni przyznali się w ten sposób również do tego, że Germańskia Heilkunde ma ogromny wpływ na ich władzę i panujący system. Oszołomy boją się geniusza, w przeciwnym razie nie zażądaliby od dr Hamera zaprzestania (pod groźbą kary!) prowadzenia badań nad Germańską Heilkunde. Ale to bezczelne żądanie przyszło im do głowy za późno! Dwadzieścia lat po Meinz nie było już żadnej możliwości, żeby ponownie można było trzymać w tajemnicy wyniki badań dr Hamera. Gdyby zaoferowali mu współpracę (nie uciszając go i nie ogłaszając tajnej wojny) trzydzieści lat wstecz, to być może udałoby im się to. Zawsze przegapili właściwy moment. I to dowód na to, że z doktorem Hamerem walczą głupcy. Oni strasznie boją się doktora Hamera, teraz boją się go jeszcze bardziej, że może stać się męczennikiem. Mają powody, by obawiać się gniewu Yahweh, jeśli nadal będą próbować. Przecież swoimi naukami - które do tej pory mogły być stosowane tylko wobec żydów - dr Hamer uratował miliony z nich przed (przedwczesną) śmiercią.

Stał się największym dobroczyńcą żydostwa w historii.
Do dziś, żaden z żydów nie podziękował mu i nigdy mu nie podziękuje.
Ale dr Hamer tego i tak nie chce.

Czy jego sukcesy - i cierpienia - teraz, na wygnaniu, skończyły się? Czy na stare lata cieszy się spokojem, mając nadzieję, że historia pewnego dnia go pomści? Nie!

Dla wielkiego mężczyzny jego życie jest wieczne. Nikczemne ciosy zadane przez jego wrogów, którzy zrujnowali jego szczęśliwą rodzinę, nie złamały go. Wręcz przeciwnie, uczyniły go jeszcze silniejszym, twardszym, bardziej wytrzymałym, bardziej nieustraszonym. Praktycznie niewyczerpana energia jego umysłu z jaką prowadził badania pozostała do dzisiaj.

W 2006 r. otworzył nowe, nigdy wcześniej nie widziane drzwi do wiedzy naukowej.

Pieśń, którą napisał dla ukochanej żony 40 lat wcześniej, okazała się być "Archaiczną Melodią" - odpowiada ona dokładnie Drugiemu Prawu Biologicznemu. W konsekwencji otworzył się bezpośredni związek między Germańską Heilkunde a sztuką, tu właśnie muzyką.

Dziwny zbieg okoliczności czy nie: to właśnie w 1983 roku, roku skandalu w Moguncji, płyta po raz pierwszy pojawiła się na rynku. Niezwykłe jest również to, że to właśnie w roku 2006 Archaic Melody osiągnęła swój szczyt popularności. Ludzie mieli teraz miliony odtwarzaczy CD.

Dzięki "Archajskiej Melodii " można w unikalny sposób doświadczyć, jak postęp techniczny i los ze sobą współgrają, jak czas przychnosi ważną innowację. Płyta CD miała decydujące znaczenie dla kolejnego, jeszcze potężniejszego odkrycia dr Hamera. Prawdopodobnie nie udałoby mu się tego odkryć z odtwarzaczami taśmowymi (kasetami): Dzięki technologii CD rozpoznał on magiczny efekt "magicznej, archaicznej piosenki" na duszę. Jeszcze trzy lata temu (2012) nikt na świecie nie mógł sobie tego wyobrazić, a nawet odrzuciłby taką myśl jako całkowicie szaloną.

Ale teraz są już setki przypadków, w których Archaiczna Melodia "Moja studentka" wywołała w organach reakcje (udowodnione) i to było wcześniej nie do wyobrażenia. Podczas dalszych badań nad magiczną pieśnią odkrył jej wpływ na przewlekłe choroby, co zaprzeczało wszelkim dotychczasowym wyjaśnieniom i terapiom.
Ja byłem przy tym, kiedy owo wyśmiewane przez (ortodoksyjną) medycynę odkrycie, stawiało pierwsze kroki w świecie faktów.

Dr Hamer powiedział, że z archaiczną magiczną piosenką "Moja studentka" rzecz jest kompletna. Ona będzie "drugim filarem", na którym opiera się Germańska Heilkunde.

Nie zgodziłem się z tym. Dla mnie to odkrycie było niezaprzeczalne, ale nie widziałem w nim przypadkowego dodatku do nauki Germańskiej Heilkunde, tylko punkt wyjścia dla zupełnie nowego, nieznanego jeszcze kierunku badań naukowych. Konieczne jest przygotowanie się do przyszłego samodzielnego rozwoju całego odkrycia, które nadal jest jeszcze nie do ogarnięcia. Tak więc "Moja Studentka" nie jest dodatkiem do książki "Archaiczna melodia", tylko niezależnym rewolucyjnym dziełem, prawdziwą sensacją dla nauki i medycyny.

Potwierdza to sukces i nowe spojrzenie na ten najmłodszy rozdział w Germańskiej Heilkunde. Kiedy w 2013 roku ukazało się pierwsze wydanie książki (Archaiczna melodia), znane już były cztery "magiczne właściwości" tej magicznej piosenki i badania trwają dalej. Każdy przypadek przynosi niespodzianki. Wejście "magicznej pieśni" w niezbadane rejony Germańskiej Heilkunde jest teraz niezaprzeczalną rzeczywistością. 
Gdyby nie nieskazitelne dowody potwierdzające działanie "Mojej Studentki", to stałaby ona na słabych nogach, a dowody powinny być zawsze dobrze opracowane. Tak, jesteśmy jeszcze na początkowym etapie, ale dużo zostało już zrobione!

I znowu, podobnie jak wtedy, gdy odkryta została "Żelazna Reguła Raka", "Ogniska Hamera", Pięć Biologicznych Praw Natury itp., wszystkie wyniki badań Studenckiej Magicznej Pieśni osiągnął doktor Hamer sam w pojedynkę. Nikt nie odjął mu ani odrobiny pracy. Nikt z nim nie może konkurować. Beznadziejnie rozbita, wsteczna medycyna szkolna stoi z otwartą buzią przed najnowszym odkryciem. Jak dotąd, nie było żadnej reakcji ze strony wrogiego obozu! Nie jesteśmy jeszcze pewni, czy to taktyka milczenia z lat 80-tych, czy ich zdeprawowane mózgi nie pojmują nowej rewolucji, czy też nie wiedzą co mają powiedzieć na ten temat - co wydaje się bardziej prawdopodobne. Rozłam z medycyną szkolną nie jest do naprawienia, tylko niezdolni do myślenia będą uważać, że Germańska Heilkunde może, musi lub będzie w stanie "reformować" ortodoksyjną medycynę.

„Moja studentka” położyła zasłużony kres wyobrażeniom, które nie zauważają ogromu skali tego przewrotu.

Ile odkryć dokonał dr Hamer w zakresie Heilkunde? Dwadzieścia? Pięćdziesiąt? Sto? Nie mogę ich policzyć. Doktor Hamer chyba też nie może. Prawdopodobnie wielu z młodych ortodoksyjnych medyków chętnie dokonałoby co najmniej jednego z nich, aby otrzymać za to profesurę "z wyróżnieniem". A człowiekowi, który jest naprawdę ważny dla nauki naszych czasów, „wylewają” się one jak z rogu obfitości! Jego wgląd w połączenia między duszą, mózgiem i ciałem jest wyjątkowy. 

Braki w wiedzy znajduje najwyraźniej z  łatwością. Jeszcze jedna rzecz można zauważyć: przypadki stają się coraz bardziej skomplikowane, ale jednocześnie ich rozwiązanie staje się łatwiejsze! Postęp Germańskiej Heilkunde w ciągu ostatnich 34 lat zapiera dech w piersiach. Jeszcze bardziej to widać, jeśli porówna się to z medycyną szkolną istniejącą od 2 do 3000 lat. 

Co ta, prowadzona przeciwko doktorowi Hamerowi, wojna wniosła do medycyny szkolnej? Po 34 latach walki z doktorem Hamerem nie możemy przeoczyć faktu, że medycyna szkolna stoi przed ruinami swojej działalności. Patrząc obiektywnie, widać, że prowadzona przez nią walka nie powiodła się, a wręcz zwróciła się z pełną siłą przeciwko tym podżegaczom. 
Wyrażamy nasze pogardliwe podziękowania i uznanie za brak inteligencji całej tej wrogiej masy ("Einer gegen alle")! Ostatecznie widoczny jest tego rezultat:  wykopali dla siebe swój własny grób!

Czy to daje nadzieję cierpiącej ludzkości?

Niestety, nie. Opór jest dziś nadal zbyt duży, aby można było wyznaczyć jakiś termin. Chodzi o pieniądze, które zarabia się na chorobach. Nie śmieszne miliony, ale setki MILIARDÓW dolarów, euro, itp. W takim biznesie, który przypomina masakry wojen światowych, miliony ofiar są bezwzględnie wkalkulowywane. Nie mówi się o nich, ani nie stawia się im pomników, jak poległym na wojnie. Z moralnego punktu widzenia, medycyna i związany z nią przemysł stają się hańbą na ludzkości.

Germańska Heilkunde niszczy temu przestępczemu systemu biznes, ponieważ prawie nic nie kosztuje i tylko naturze pozwala przemawiać i działać. Społeczeństwo "wybrańców" żyjących w wyzyskującym systemie pieniężnym, dla którego reszta z nas to tylko tani, tolerowani niewolnicy, musi zostać obalone, pokonane, wyeliminowane, zniszczone, w przeciwnym razie może trwać aż do zagłady ludzkości.

Ale do tego nie dojdzie. Odkąd znam doktora Hamera, jestem przekonany, że zbliżamy się do bezprecedensowego przewrotu w całej historii ludzkości.

Ogromna zmiana myślenia w antropologii zmienia sposób, w jaki postrzegamy dominujący system. Jak na ironię, to najwięksi wrogowie wolnego człowieka stali się „rozrusznikami serca”, mimo że chcą czegoś dokładnie przeciwnego - absolutnego podporządkowania i jednorodności wszystkich podwładnych.

Ale wszystkie ich przedsięwzięcia, które wymyślili, zawiodły w tajnej walce z doktorem Hamerem, również z powodu religijnie uwarunkowanych ograniczeń umysłowych i zacofania. Ich sztywne umysły nie wystarczą, by stłumić Germańską Heilkunde. Ich plany zawiodą jeszcze nie raz!  Co więcej, ci, którzy nazywają siebie "wybranymi", "oświeconymi", "Iluminatami", "elitami" itp., są niczym innym jak maleńką mniejszością, która próbuje zatrzymać bieg historii; mogą jedynie myśleć wstecz i dążyć do przeszłości. Są ofiarami własnego szaleństwa. Z każdym krokiem w kierunku ich "obiecanego" raju, w którym chcą wykorzystać swoją boską moc, rośnie pewność ich upadku w otchłań. Pomyślcie o starych przepowiedniach.

Patrząc historycznie, widzimy jak przez 125 lat do Wielkiej Rewolucji Ludzkości był dodawany jeden składnik po drugim. Wiele sprytnych umysłów przygotowało ją już duchowo, krok po kroku, w naukach ścisłych, w ekonomii, filozofii i medycynie. 

Czuje się, choć nie zawsze wyraźnie, jak każde odkrycie prawdy powoduje odkrycie następnej, rozjaśniając w naszym umyśle wzajemne powiązania, aby w nadchodzącym czasie móc wykorzystać dokonane wcześniej doświadczenie.

Budowany jest potężny most do nowych brzegów. Jednym z jego najmłodszych budowniczych jest mój drogi przyjaciel, dr Hamer.

Jego dzieło, Germańska Heilkunde, przebyło długą drogę - nawet życiową - i jeszcze nie osiągnęło swojego celu. W godzinie „przewrotu” nabierze ono decydującego znaczenia.

Cieszę się, że mogłem poznać go i jego twórczość oraz pracować z nim - dla przyszłego biologicznego i naturalnego sposobu życia, porządku ekonomicznego, politycznego i prawnego oraz porządku.
Chciałbym mu zadedykować i przedstawić ten artykuł jako prezent na jego 80. urodziny.

Tłumaczenie: Ewa Leimer



1 - Sanhedryn (סנהדרין), czyli Wysoka Rada była przez długi czas najwyższym żydowskim autorytetem religijnym i politycznym, a także sądem najwyższym.

2 - Stało się to jednak po 13 latach zwłoki i przed sądem rabinicznym (3 żydowskich sędziów: Colomb, David, Jordan),  którym nie wolno go było skazać, bo przecież zabił celowo tylko goja, co dla Żyda nie jest przestępstwem. Proces był kompletną farsą i zakończył się skonstruowanym uniewinnieniem 1 : 10 milionów z powodu "dubium", z powodu  braku dowodów.    

3 - sposób leczenia jest jeszcze starą nomenklaturą. W Germańskiej Heilkunde nie mówimy o leczeniu… tylko o zakończeniu SBS-u i powrocie do normotonii